Witold Nerling, Sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu
Strona internetowa Witolda Nerlinga
www.wind-surfing.pl
Nota autobiograficzna
Witold Nerling (rak) – pół wieku już ukończyłem, od 1984 roku trenuję deskarzy w YACHT KLUBIE POLSKI WARSZAWA . Sam ścigam się rzadko, ale organizuje lub współorganizuję szereg imprez. Od 1986 roku organizuję Ogólnopolskie Regaty Windsurfingowe, na przełomie września i października, nad zalewem Zegrzyńskim. Od 1993 roku jestem prezesem Związku Windsurfingu Zimowego. W latach 89-99 byłem współorganizatorem i Sędzią Głównym Windsurfingowych Akademickich Mistrzostw Polski. W 1997 r. projektodawcą i współorganizatorem Uczniowskich Klubów Sportowych. W 2000 r. organizatorem I Międzynarodowych Mistrzostw Polski w klasie „UKS deska”. W 2001 r. organizatorem I Mistrzostw Polski w klasie „ALOHA FWC”. Również w 89 roku związałem się z Krakowską firmą Vamp. W ów czas kierowali nią Krzysztof Smolarski i Leszek Piątek a żaglomistrzem był Janusz Gaworek. Wieloletnia współpraca zaowocowała wieloma modelami żagli regatowych na których zdobywaliśmy Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy. Firma uzyskała licencję IBSA, na produkcję żagli monotypowych w klasach „ALOHA” i „RCB”. Jednak zmiany właścicieli firmy, ich polityki w stosunku do żagli wyczynowych, wpłynęły niekorzystnie na ostatnie modele. Dobre imię firmy ratują jedynie żagle „Vampir” szyty na zamówienia, i „Milenium” szyty jedynie dla Zofii Klepackiej. Szkoda, żaglomistrzem już nie jest Janusz Goworek.
W początkach lat siedemdziesiątych, gdy widziałem samochód z deską na dachu, potrafiłem jechać zanim kilkanaście kilometrów żeby tylko porozmawiać o pływaniu i wymienić doświadczenia. Pod koniec lat siedemdziesiątych miałem już własny sprzęt i czułem się pełnoprawnym zawodnikiem. Był to sprzęt straszny, plastikowa półokrągła deska z mieczem szybrowym mająca wszystkie wady deski okrągłej i żadnej zalety deski płaskiej, „wielki”, 6,4m2 żagiel bez okna, drewniany maszt i prawie trzymetrowy bom bez klamry. Wiązanie takiego bomu do masztu było prawdziwą sztuką. Pływanie na takim sprzęcie, a zwłaszcza ściganie się na nim, z dzisiejszej perspektywy wydaje się praktycznie niemożliwe. Niemniej wtedy wszyscy zawodnicy w Polsce mieli podobny sprzęt.
W Warszawie była nas grupa 7 – 10 osób. Do ścigania namówił nas (zmusił?) wspaniały żeglarz Zbyszek Malicki, który był dla nas wzorem. Również takim wzorem był dzisiejszy wiceprezes ds. sportu PZŻ Tomek Holc. W latach 80, w latach kartek na benzynę i zakazu poruszania się jeździliśmy na regaty po całej Polsce. Wówczas powstał również pomysł windsurfingu na kołach i lodzie. Pierwsze próby na koronie Stadionu Dziesięciolecia były mało zachęcające, kiepskie deskorolki, żagle, i tak naprawdę nie wiedzieliśmy wtedy czy to jest w ogóle możliwe. Na lodzie poszło nam od początku bardzo dobrze, chyba dzięki dobrym warunkom lodowym. Mój ślizg z 1981 roku służy mi do dzisiaj i wcale nie jest gorszy od współczesnych maszyn regatowych. Dalej było już z górki – coraz lepszy sprzęt i większe umiejętności.
Deska jest chorobą i jeżeli się na nią nie zapadnie to nie ma co szukać w tym sporcie – zostaje rekreacja.
Ja na tę chorobę zapadłem i ukończyłem pierwszy w Polsce kurs instruktorski.
Od 1984 roku rozpocząłem prace w YACHT KLUBIE POLSKI WARSZAWA.
Były to lata dynamicznego rozwoju deskarstwa. Powstawały nowe kluby a windsurfing został konkurencją w Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży. Wówczas była to jedna konkurencja , o Funboardzie nikt nie słyszał.
Grupa trenerów: Ryszard Cybulski (SKŻ – Sopot), Andrzej Piasecki i Tomasz Gintowt (BAZA – Mrągowo), Marian Brzozowski (MOS – Warszawa), Barbara Jakubek (Y K Szturwał – Kalisz) i moja skromna osoba powołaliśmy w roku 1986 nową klasę – Deska Młodzik. Organizowaliśmy cykl rozgrywek dla dzieci do lat 15. Właśnie w tej grupie zostali wychowani najznamienitsi polscy deskarze: Wojtek Brzozowski, Maciej Sinczak, Jarek i Przemek Miarczyńscy, Paweł Gardasiewicz, Arek Fedusio, Dorota Staszewska i wielu innych. Sukcesy deskarzy stworzyły przychylną atmosferę dla rozwoju tej dyscypliny w Polsce.
Dziś windsurfing jest Polską specjalnością.
W 1993 roku w Polsce zostały zorganizowane przez światową organizację W. I. S. S.A. Mistrzostwa Świata na Śniegu i Lodzie. Kiedy zgłosiliśmy się do regat byliśmy traktowani jak ubodzy krewni – z wyrozumiałością i pobłażaniem. Pod koniec imprezy byliśmy traktowani jak eksperci.
Wyniki: 1m Paweł Gardasiewicz , 2m Grzegorz Staszewski, 3m Andrzej Piasecki, 4m Norbert Rymuszka, 5m Alex Nozdrin Rosja, 6m Adam Kubik Kanada, 7m Aneta Nerling. Wyniki te były szokiem dla organizatora, nie spodziewał się takiego poziomu sportowego „w dzikim kraju”.
Dalej sukcesy ruszyły lawiną, nominacja Pawła Gardasiewicza na Olimpiadę 1996, medale Mistrzostw Świata i Europy.
Grad zaszczytów w roku 2003, nominacja Olimpijska Zofii Klepackiej 2004 roku. Wiele zaszczytów i tytułów i chyba ten najważniejszy:
Od Polskiego Komitetu Olimpijskiego, za całokształt pracy z kobietami tytuł Trenera Roku.
Od Polskiego Związku Żeglarskiego tytuł Trenera Roku 2003.
Dziś „DESKARSTWO” podzielone jest na wiele dyscyplin, jedne się zazębiają inne nie.
Mnie osobiście przyprawiają o mdłości dyskusje wyższości jednej dyscypliny nad drugą.
Każda z tych dyscyplin idzie własną drogą, ma swoje wady i zalety, wzloty i upadki.
Zawodników łączy jednak pokonywanie własnych słabości i umiejętności współpracy z żywiołami jakimi są woda, wiatr a nie raz i mróz.
Osobiście zachęcam wszystkich spróbujcie: deski krótkiej, deski długiej, windsurfingu na lodzie i kołach.
Jedni zachorują na całe życie, inni przejdą tę przygodę jak grypę.
Uważam jednak, że każdy powinien umieć pływać na desce tak jak każdy, umie jeździć na rowerze.
Do zobaczenia tam gdzie żagle jak motyle, obsiadają wolne przestrzenie.